Agnieszka Wołodźko
Czekając na Apokalipsę tekst ukazał się "Głosie Wybrzeża" 19 czerwca 1997.
Milenijny Gdańsk, zapatrzony w złota przeszłość, nie ceni współczesności. Sztuka nowa, eksperymentalna nie cieszy się uznaniem decydentów kulturalnych i od wielu lat jest spychana na margines miasta. W zeszły piątek wieczorem miejscem "artystycznego ujawnienia" stał się niepozorny ceglany barak przy Chmielnej, w którym od lutego istnieje ( na zasadzie jednorazowych pokazów) Galeria Spiż 7, prowadzona przez Marka Rogulskiego - artystę, performera i muzyka; postać, której nie trzeba przedstawiać bywalcom gdańskich wydarzeń undergroundowych. Piatkowe przedsięwzięcie nosiło tytuł "Wobec Apokalipsy" a jego kuratorem był krytyk Krzysztof Jurecki z Muzeum Sztuki w Łodzi, który skrzyknął artystów reprezentujących środowiska twórcze z różnych miast Polski. Elementem wiążącym bardzo odmienne czasem postawy było hasło - tytuł imprezy. Apokalipsa to temat, w którym - według Jureckiego - zagnieździł się "Zeittgeist" końca drugiego tysiąclecia. Już Albrecht Durer ulegał emocjom, kiedy zbliżał się rok 1500, co zaowocowało słynnym cyklem drzeworytniczym obrazującym walkę jasności z ciemnością. Właśnie do tych Durerowskich klimatów, zarówno filozoficznych jak i estetycznych, od lat nawiązuje twórczość Rogulskiego. Wieloelementowy, jak zwykle bogaty formalnie performance, w którym Rogulski uwięził swoje ciało w pancerzu, dokonując quasi-rytualnych czynności, z wykorzystaniem szeregu urządzeń "low-tech" (magnetofon szpulowy, szlifierka do nożyc) lub całkiem non-tech (ręczny młynek do kawy lub pal.ace się świece). Cenię odwagę Marka, przeciwstawiania się powszechnej w sztuce modzie na wykorzystywanie mediów elektronicznych elektronicznych każdej sytuacji, uzasadnionej lub nie, i przewrotne wykreowanie się na rodzimego "Stellarca ze złomowa". (Stellarc: artysta multimedialny działający w rzeczywistości wirtualnej, z która kontaktuje się za pomocą sterowanych sensorami protez - kto ciekaw, zapraszam do Internetu?. Tytułowa Apokalipsa w zamierzeniu kuratora wystawy nie miała być rozumiana jedynie w płaszczyźnie biblijnej; to także widzenie naszej codzienności jako wszechogarniającego chaosu. Ta właśnie niezgoda na czas, w którym zyjemy stała się tematem video - instalacji Anny Baumgart "Mała kolekcja doraźnych epitafiów". Cecha twórczości tej artystki było zawsze odwoływanie się do podświadomych odczuć, czynionych jakby ukradkiem, drobnych obserwacji życia własnego i innych, a następnie podejmowanie na tej podstawie próby budowania własnego obrazu rzeczywistości. Jej niepokój ujawnia się w filmowym montażu scen naszego konsumpcyjnego "raju", klub fitness z oszalałą instruktorką strzelająca z karabinu - zabawki do trenujących kobiet, bal przedszkolaków zamieniający się w dancing w zapyziałej remizie, a potem potańcówkę disco polo. Kontrapunktem tych obrazów były dwie posągowo czarne (żałobne?) kobiety i niepokojąca muzyka Leszka Możdżera. Pojemność rozumienia współczesnej Apokalipsy rozciąga się na tematykę ekologiczną. Żal za zerwaniem więzi z naturą ujawnia się w pracach Danuty Kuciak, artystki związanej z Galeria Biała w Lublinie. Jej metoda pracy jest wędrowanie w terenie (zawsze tym samym) z płachtami płótna, za pomocą, których w wybranych miejscach aranżuje metaforyczne sytuacje, które następnie utrwala na fotografii. Biała chusta przesłania pejzaż niczym teatralna kurtyna, prowokująca pytanie o to, co za chwile ma się wydarzyć. Czarna chusta, zwinięta w kulę i wepchnięta w tunel ze słomy, czai się w jego wnętrzu. Andrzej Miastkowski i Wspólnota Leeeżeć z Łodzi przygotowali totemiczną instalację, która przez użycie intensywnych, czystych czerwieni i żółci, a także form i ornamentów kojarzących się z prekolumbijskimi kulturami Ameryki, była nostalgiczną próbą powrotu do dawno utraconego poczucia kosmicznej jedności. Deserem był nocny koncert Mazzolla i Wojciecha Mazolewskiego z Bassisters Orchestra w pogrążonych w ciemnościach bunkrach oliwskiej Doliny Radości. Kto nie był, niech żałuje!
|